Szantaż Brukseli
Nasz Dziennik 2025-06-17
Organizacje rolnicze protestują przeciwko uzależnieniu dopłat bezpośrednich w ramach WPR od przestrzegania kryteriów praworządności
Komisja Europejska zamierza wprowadzić mechanizm, który zburzy fundament dotychczasowego systemu wsparcia rolników. Chodzi o uzależnienie dopłat bezpośrednich w ramach wspólnej polityki rolnej (WPR) od przestrzegania tzw. zasad praworządności - wzorowane na rozwiązaniach znanych z Krajowych Planów Odbudowy. Pomysł ten jest częścią większej reformy finansowania UE w ramach Wieloletnich Ram Finansowych na lata 2028-2034. - Bruksela chce, by wypłaty były warunkowane oceną przestrzegania standardów, takich jak niezależność sądownictwa czy wolność mediów. Jeśli Komisja uzna, że dany kraj tych kryteriów nie spełnia, dopłaty mogą zostać wstrzymane albo drastycznie obcięte – mówi „Naszemu Dziennikowi" Bogdan Rzońca, poseł Prawa i Sprawiedliwości do Parlamentu Europejskiego, członek Komisji Budżetowej PE.
Dla Polski skala ryzyka jest potężna. Tylko w kampanii 2024 ARiMR przekazała rolnikom 15,74 mld zl dopłat bezpośrednich. Całkowity budżet UE na WPR wynosi 386,6 mld euro. Ale to nie koniec zmian. - Bruksela jednocześnie pracuje nad rozwiązaniem, w którym środki z WPR -dotąd zarezerwowane wyłącznie dla rolnictwa - zostaną wrzucone do jednego, elastycznego worka wspólnego budżetu - zwraca uwagę w rozmowie z nami senator Jerzy Chróścikowski, członek grupy Copa Cogeca. Oznacza to, że środki, które obecnie mogą być wydane wyłącznie na rolnictwo, będą mogły być przesuwane na inne cele. Nie trudno sobie wyobrazić sytuację, w której urzędnicy -pod pozorem potrzeby zaspokojenia innych potrzeb -zabierają środki rolnikom i przekierowują na inne cele. - Na tym właśnie polega ten cichy zamach - i przeciwko temu protestują dziś największe organizacje rolnicze w całej Unii Europejskiej - zauważa Jerzy Chróścikowski.
Szczepan Wójcik, prezes Instytutu Gospodarki Rolnej, podkreśla, że jeżeli proponowane zmiany wejdą w życie, oznaczać to będzie sytuację dużo groźniejszą niż faktyczny koniec WPR. - Po tej reformie całkowicie stracimy kontrolę nad tym, ile pieniędzy trafi do poszczególnych krajów. Zachwiana zostanie też płynność wypłat. A na wsi nikt nie będzie czekać w nieskończoność - firmy dostarczające nawozy, środki ochrony roślin czy maszyny nie wystawią faktur z odroczonym terminem - „do czasu, aż Bruksela łaskawie przeleje pieniądze". Tak samo banki - nie będą czekać - zaznacza w rozmowie z „Naszym Dziennikiem". To przemyślany sposób, by odebrać państwom członkowskim prawo do samostanowienia. To nie Warszawa, tylko Bruksela będzie decydować, czy polskie rolnictwo ma prawo się rozwijać.
Nastroje wśród organizacji branżowych są fatalne. - My, jako polscy rolnicy, nie godzimy się na to, by Komisja Europejska prowadziła politykę rolną metodą drobnych kroków - de facto zmierzającą do likwidacji WPR. Jedziemy do Brukseli, gdzie będziemy dyskutować o przyszłości europejskiego rolnictwa - zaznacza Jerzy Chróścikowski. W czwartek i piątek odbędzie się posiedzenie Copa Cogeca, czyli głównych europejskich organizacji rolniczych. - I zamierzamy tam przedstawić nasze stanowisko bardzo jasno. Nie zgadzamy się na żadne „dopłaty za praworządność", Przed wyborami krążyły jeszcze sygnały, że może tego nie będzie - dziś widać, że karty są już powoli odkrywane. Komisja Europejska intensyfikuje prace, szczegóły poznamy niebawem. Obawiam się, że zbliża się czas mało optymistycznych wiadomości - argumentuje parlamentarzysta.
Według wyliczeń Głównego Urzędu Statystycznego w Polsce mamy ponad 1,3 mln gospodarstw rolnych. Planowane zmiany uderzą właśnie w nie.
- To nie jest drobna zmiana. To nie jest korekta kursu. To jest tektoniczne przesunięcie, które może zakończyć wspólną politykę rolną w dotychczasowym kształcie. Polska otrzymuje z niej rocznie miliardy euro -przypomina Bogdan Rzońca. Pieniądze te nie są luksusem -to tlen dla całych regionów, podstawa utrzymania dla milionów ludzi. - Wstrzymanie tych środków z powodu - nazwijmy rzeczy po imieniu -sporów ideologicznych byłoby ciosem nie tylko dla rolników, ale też dla całej struktury unijnej solidarności. Bo jeśli praworządność stanie się walutą polityczną, to nic nie stoi na przeszkodzie, by uznać ją za narzędzie szantażu - przestrzega Bogdan Rzońca.
Odbieranie suwerenności
Szczepan Wójcik zwraca uwagę, że planowana reforma to nic innego jak kolejny sposób na pozatraktatowe odbieranie państwom członkowskim suwerenności. - Jeśli taki mechanizm zostanie wprowadzony, to od widzimisię jakiegoś unijnego urzędnika lub polityka będzie zależeć, czy polscy rolnicy dostaną środki, które de facto są rekompensatą za koszty ponoszone w celu spełnienia unijnych wymogów - tłumaczy nasz rozmówca.
Właśnie tak powinny być traktowane te fundusze - jako rekompensata, a nie polityczna marchewka, elegancko opakowana w PR-ową nazwę „dopłaty". - W praktyce to unijny urzędnik lub polityk zdecyduje, w którym kraju rolnictwo może się rozwijać, a gdzie zostanie odcięte od finansowania, stając się przez to mniej konkurencyjne i nieopłacalne. To pomysł skrajnie niebezpieczny - stwierdza Szczepan Wójcik. Polskie doświadczenia pokazały już raz, że nawet spełnianie unijnych warunków nie gwarantuje wypłaty środków. Skalę problemu obrazuje fakt, że środki z KPO zostały odblokowane dopiero wtedy, kiedy prawica przestała rządzić w Polsce.
- Zgoda na takie rozwiązania to nic innego jak zgoda na oddanie naszego bezpieczeństwa żywnościowego i suwerenności - zauważa Szczepan Wójcik.
Komisja Europejska jest wielkim entuzjastą wprowadzenia mechanizmu. Nikt w Brukseli nie ma wątpliwości, że w ten sposób pozyskałaby potężne narzędzie wywierania wpływu na każdy rząd. Kluczowe decyzje w tej sprawie zapadną na poziomie Rady Europejskiej w latach 2026--2027, a więc jeszcze przed przyjęciem WRF 2028-2034. KE nie marnuje jednak czasu i odpowiednio się przygotowuje. Już teraz prowadzone są konsultacje i trwa proces doprecyzowywania mechanizmów.
Do zaakceptowania propozycji jest jeszcze daleka droga. Rada AGRIFISH, którą tworzą ministrowie rolnictwa krajów członkowskich, oraz posłowie do Parlamentu Europejskiego zasiadający w Komisji Rolnictwa protestują przeciwko planowi. Swój sprzeciw motywują tym, że WPR powinna być niezależna od kwestii politycznych. - Nie dziwi zatem, że największe organizacje rolnicze w całej Europie biją na alarm. To jest nie tylko zły pomysł. To jest pomysł szkodliwy, który - jeśli wejdzie w życie - będzie początkiem końca unijnego rolnictwa, jakie znamy. Centralizm, biurokratyczna kontrola, podporządkowanie - oto wizja Komisji, która chce wszystko mierzyć jedną miarą, ignorując lokalne uwarunkowania i odrębności - punktuje Jerzy Chróścikowski.
Dotąd system - choć nie do końca uczciwy, patrząc na poziomy finansowania poszczególnych państw - działał w miarę przejrzyście. Państwa członkowskie otrzymywały środki i miały pewną swobodę w ich rozdysponowaniu. Ministerstwa rolnictwa najlepiej znają przecież swoją krajową specyfikę - wiedzą, gdzie są mocne i słabe punkty, gdzie potrzeba wsparcia. - A przecież wymyślenie fikcyjnych, nie do spełnienia wymagań, by zablokować fundusze, to żadna sztuka. Niestety, łatwo też sobie wyobrazić, że realizacja światopoglądowych ambicji unijnych elit może zostać powiązana z dostępem do środków na rolnictwo. I to już nie jest scenariusz z politycznego thrillera, tylko realna groźba - obawia się Szczepan Wójcik.
Na tym jednak nie koniec. Kolejnym krokiem ma być włączenie WPR do jednego, elastycznego budżetu UE - wspólnego worka, z którego finansowana będzie także polityka spójności, klimatu, innowacji czy migracji. - Dla rolnictwa oznacza to jedno - coraz mniejszy kawałek ciasta. Środki, które dziś trafiają bezpośrednio na wieś, mogą zostać przesunięte na zupełnie inne cele - zwraca uwagę Bogdan Rzońca.
Brak pieniędzy
Niepokój potęguje fakt, że w tle tej reformy majaczy jeszcze jeden problem: brak pieniędzy.
- Unia wchodzi w nowy cykl budżetowy z gigantycznym długiem po pandemii, bez nowych podatków, z oporem wobec dalszego zadłużania się. W związku z tym pojawiają się zakulisowe pomysły, by łatać budżet kosztem Funduszu Spójności czy właśnie z WPR. Krótko mówiąc - brakuje pieniędzy, więc ktoś musi za to zapłacić. I wygląda na to, że zapłacą rolnicy - akcentuje Bogdan Rzońca.
Właśnie teraz finalizują się prace nad perspektywą budżetową Unii Europejskiej na lata 2028-2034. Komisarz ds. budżetu Piotr Serafin ma sprzed-stawić swój projekt wieloletniego budżetu już 16 lipca.
- Niewykluczone, że będą to propozycje, które na zawsze zmienią architekturę finansową Unii Europejskiej. Nie ma jednak wątpliwości, że obecna ekipa - od trzech kadencji rządząca Brukselą liberalno-lewicowa elita - nie ma dziś ani planu, ani narzędzi do wyprowadzenia UE z finansowego impasu. Unia coraz bardziej przypomina strukturę chwiejącą się pod własnym ciężarem - podkreśla Bogdan Rzońca.
Co dalej z rolnictwem? Na poziomie Unii Europejskiej, do czasu zakończenia wyborów prezydenckich w Polsce i Rumunii, dominował przekaz o potrzebie ochrony europejskiego rolnictwa. Teraz zaczynają wypadać przysłowiowe trupy z szafy.
- Powrót do przedwojennych zasad handlu z Ukrainą okazuje się przejściowy, a już do końca lipca mamy poznać nową wersję umowy stowarzyszeniowej, w tym zmienione brzmienie artykułu 29 dotyczącego handlu produktami rolno-spożywczymi. Komisarz Christophe Flansen mówi wprost o pilnej potrzebie ratyfikacji umowy z Mercosurem - precyzuje Szczepan Wójcik. Do tego dochodzą informacje o nowej perspektywie WPR.
- Nic dziwnego, że na europejskiej wsi rośnie niepokój. Na razie słychać głosy dużych organizacji, ale... przyjaciele z Litwy już 19 czerwca będą protestować przed Sejmem Republiki Litewskiej. Protest ostrzegawczy organizuje Litewski Związek Plantatorów Zboża (LGAA), wspierany przez Litewski Związek Rolników (LSS) oraz Litewską Radę Rolniczą (I-ST) - wyjaśnia prezes Instytutu Gospodarki Rolnej. Jeśli tak dalej pójdzie, wiosna 2024 r. - ze swoimi gwałtownymi protestami - okaże się tylko preludium tego, co czeka nas w przyszłości.
Autor: Rafał Stefaniuk